Strona:Zweig - Amok.pdf/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tej walce, ale i we mnie wszystko się rozprężyło. Zdawało mi się, że deszcz wchodzi z szumem w moje pory, a wiatr przewiewa moje piersi i nie miałem już świadomości samego siebie i mojego przeżycia, ale czułem się teraz Światem, Orkanem, Dreszczem, Nocą. A potem już wszystko stopniowo ucichło. Błyskawice niebieskie okrążały już tylko horyzont, a grzmoty groziły bardziej po ojcowsku, przestrzegając, a szum deszczu już się tylko rytmicznie dawał słyszeć w słabnącym wichrze, wtedy i na mnie przyszło zmęczenie i uspokojenie.
Jak muzykę czułem brzmienie kołyszących się nerwów i roztopiona słodycz wchodziła w moje członki. Ach, spać teraz razem z naturą, a obudzić się — z Nią! Padłem na łóżko. W łóżku znalazłem jeszcze miękkie ślady obcych kształtów. Chciałem sobie przypomnieć tę dziwną przygodę, ale nie rozumiałem jej już. Deszcz poza oknami szumiał i zmywał moje myśli. Odczuwałem wszystko teraz inaczej, niż sen. Ciągle chciałem sobie jeszcze przypomnieć sobie coś z tego, co się zdarzyło, ale deszcz szumiał, cudowną kołyską była ta łagodna, rozbrzmiewająca noc, zapadłem w nią, zasypiając jej snem.

Nazajutrz, kiedy podeszłem do okna, zobaczyłem inny świat. Jasny, pogodny pejzaż z silnemi konturami w bezbrzeżnym słonecznym blasku, a wysoko ponad nim jaśniejące zwierciadło ciszy, sklepienie horyzontu, niebieskie i dalekie. Jasno, dokładnie pociągnięte były granice, bezmiernie daleko i wysoko rysowało się niebo, które wczoraj ryło się głęboko w pola i użyźniało je. Teraz jednak

107