Strona:Zweig - Amok.pdf/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się gwałtownie i wypadła z pokoju. A razem z trzaskiem zamykających się za nią drzwi trzasnął piorun, jakgdyby wszystkie nieba spadły na ziemię.
Szum wzmagał się, strumienie spadały z niebotycznych wyżyn, jak wodospady, a burza kołysała niemi na wszystkie strony, jak mokremi linami. Niekiedy przysłała kiść lodowato zimnej wody i słodkiego pachnącego powietrza w otwarte okno, gdzie stałem, aż włosy mi się zmoczyły i woda się ze mnie lała strugami. Ale byłem szczęśliwy, że czułem ten czysty żywioł, zdawało mi się, że to moja duszność rozchodzi się w tych błyskawicach, byłbym krzyczał z rozkoszy. Zapomniałem o wszystkiem, zachwycony, że znowu mogę oddychać, czuć się świeży i wchłaniać w siebie ten chłód, jak ziemia. Czułem błogosławiony dreszcz, który mną potrząsał, jak drzewami, syczącemi pod mokrą rózgą deszczu. Demonicznie piękna była ta rozkoszna walka nieba i ziemi, gigantyczna noc poślubna. Błyskawicami chwytało niebo drgającą ziemię, grzmotami rzucało się na nią i w tej jęczącej ciemności odczuwało się szalone padanie sobie w objęcia Góry i Dołu, tak jak dwojga kochanków. Drzewa jęczały z rozkoszy i coraz bardziej żarzącemi się błyskawicami splatała się dal, widać były gorące żyły nieba, jak sypały iskrami i mieszały się z płynącemi po drogach strumieniami. Wszysko pękło i rozpadało się, Noc i Świat.

Cudowny nowy powiew, w którym mieszał się zapach pól z ognistym oddechem nieba, wciskał się we mnie. Trzytygodniowy żar rozszalał się w

106