Strona:Zweig - Amok.pdf/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pobliżu mnie, w moim pokoju, i jednocześnie obawiałem się tego obudzenia, jej trzeźwych zmysłów, jej pierwszego spojrzenia. I siedziałem tak niemo pochylony nad nią przez godzinę, może przez dwie, czuwając nad snem tej obcej istoty, jakby nie była kobietą, która się do mnie w niezwykły sposób zbliżyła, tylko jakby była sama tą Nocą, tą tajemnicą spragnionej, udręczonej natury, która mi się objawiła. Zdawało mi się, że leży tu cały gorący świat z nabrzmiałemi zmysłami, jak gdyby cała ziemia podniosła się w swej męce i wysłała ją, jako wysłanniczkę tej dziwnej, fantastycznej nocy.

Coś zabrzęczało poza mną. Zerwałem się, jak złoczyńca. Jeszcze raz zabrzęczało okno, jak gdyby waliła weń jakaś olbrzymia pięść. Skoczyłem. Poza oknem działo się coś dziwnego! Przeobrażona Noc rozszalała. Słychać było szum i straszny huk. Coś podnosiło się aż do czarnej wieży nieba, coś rzuciło się na mnie z nocy, zimno, wilgotno, dziko uderzając: — wicher. Wyskakiwał z ciemności gwałtowny i silny, jego pięści szarpały okna, biły dom. Jak straszna czeluść otwarła się ta ciemność przedemną, chmury pędziły i stawiały z szaloną szybkością czarne, wysokie ściany, coś huczało potężnie między niebem a światem. Uporczywa duszność ustąpiła pod powiewem powietrza, wszystko płynęło, rozciągało się, ruszało się w szalonej ucieczce z jednego końca nieba na drugi. A drzewa, silnie zakorzenione w ziemi, jęczały pod niewidzialnym, szumiącym, gwizdającym biczem burzy. I naraz biała błyskawica rozdarła czarną otchłań, rozłupując niebo aż do ziemi. A za nią

104