Strona:Zweig - Amok.pdf/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale kiedy tylko uczuła, że mój uścisk się rozluźnił, zaczynała cicho jęczeć.
— Nie odchodź ode mnie! Nie odchodź ode mnie!
Błagała — i coraz goręcej przywierały jej usta i tuliło się jej ciało do mnie. Boleśnie naprężona była jej twarz z zamkniętemi oczami, drżąc czułem, że pragnie się zbudzić, ale nie może, że jej upojone zmysły pragną się wyrwać z tego zamroczenia i krzyczą, chcąc odzyskać świadomość. Ale właśnie to, że pod tą ołowianą maską coś się rwało, coś chciało się wydrzeć z tego oczarowania — było dla mnie niebezpieczną pokusą, żeby ją zobaczyć rozbudzoną, mówiącą, jako żywą istotę, nietylko jako lunatycznkę; i za wszelkę cenę chciałem jej ciało, które dotychczas tylko sennie odczuwało rozkosz, zmusić do rozbudzenia. Porwałem ją, trzęsłem nią, przywarłem zębami do jej warg i wpiłem palce w jej ramiona, żeby nareszcie otworzyła oczy i świadomie czyniła to, do czego ją teraz pchał tylko jakiś nieświadomy popęd zmysłowy. Ale przeginała się tylko i jęczała w tym bolesnym uścisku.

— Więcej! więcej! — wyjąkała żarliwie z zapałem, z takim szalonym zapałem, że mnie to samego wprawiło w szał. Czułem, że była już bliska rozbudzenia się, bo jej zamknięte powieki drżały niespokojnie. Chwyciłem ją silniej, i nagle uczułem, jak po jej policzkach spływała łza. Im silniej ją przyciskałem do siebie tem gwałtowniej falowały jej piersi, jęczała, jej członki kurczyły się, jakby chciały rozerwać coś olbrzymiego, tę obręcz, która ją objęła snem, i nagle — jak błyskawica przela-

102