Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



V.
Boźuńkowy aniołek.

Baranusia ma jednakże niedobre serce.
Tyle razy jej mówiła Halunia, że Teodor już nie jest złym czarownikiem, tylko „najgzecniejsym z najgzecniejsych“, a Baranusia zawsze swoje. Lampa się stłukła w salonie — „Teodor!“ Wylała Halunia atrament na maminym stoliku — „Teodor“, aż Halunia musiała pobiec do mamy i powiedzieć całą prawdę. I o lampie, że ją stłukła Baranusia, i o tym atramencie. Dobrze jeszcze, że mamuńka uwierzyła Haluni, a nie Barannie.
Niania się za to bardzo obraziła i jeszcze więcej teraz dokucza Teodorowi. Wczoraj przy Janowej z mlekiem zaczęła opowiadać, jakie to dawniej Teodor stroił psie figle, choć Haluśka prosiła, żeby nie, bo Teodor patrzył na nią tak żałośnie „swojemi ocusiami okrąglemi“, jakby się chciał poskarżyć, że mu niania taki wielki wstyd robi. Pisnął nawet cichutko i wysunął język. O, nie cały, nie, sam koniuszek tylko, żeby Halunia zobaczyła, jaki jest czerwony. Bo na buzi, to on nie może pokazać, że się wstydzi, bo jego buziuńka jest czarna.