Strona:Zofja Żurakowska - Trzy srebrne ptaki.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale Sylwja spojrzała na niego wyniośle i surowo. Powiedziała głosem spokojnym, odtrącającym wszelką wątpliwość.
— To się działo w roku 1826 — dziś jest 1926-ty i wiem, że nim nastanie rok nowy, proroctwo wypełni się do końca.
— Skąd to wiesz? — zapytał Krzyś, na nowo zachwiany w swym sceptycyzmie.
Nie odpowiedziała. Powoli wkładała biblję do czarnej szkatułki, a potem, złożywszy białe, wąskie ręce na wypukłem wieku, rzekła cicho:
— Są ludzie, którzy są stworzeni dla teraźniejszości i ci szczęście znajdują w pracy i rozrywce każdego dnia, inni żyją przeszłością i z niej czerpią naukę i przykład, a pocieszają się wspomnieniami, ale jeszcze inni, myślą i czynem wybiegają w przyszłość. Czy to nie potęga wiedzieć, co będzie kiedyś? Do takich ludzi należy przyszłość, ponieważ ją znają.
— Wcale nie — wykrzyknął Krzyś — należy do tych, którzy dla niej coś czynią. Wielka sztuka «wiedzieć» i czekać, ale pracować na to, aby było coraz lepiej, coraz lepiej ludziom — oto co się nazywa zdobywać przyszłość. Ja właśnie będę ją tak zdobywał!
Sylwja znowuż nie odpowiedziała. Zamy-