Strona:Zofja Żurakowska - Trzy srebrne ptaki.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na kawałeczki! — oznajmiła Aglae z triumfującą rozpaczą.
Lidja gniewnie zmarszczyła brwi i oczami wskazała siostrze Krzysztofa.
— Cóż mnie Krzyś obchodzi! — krzyknęła impetyczna osóbka. — Owszem niech wie! Rozbity jest zupełnie, nawet głowa i ręce. Co ja teraz zrobię?
— Weźmiesz sobie pana Wedla — odpowiedziała spokojnie Lidja. — Przecież Sylwja już nie należy do gry.
— Nie chcę Wedla! — zaprotestowała Aglae. — Zawsze go niecierpiałam. Sama wiesz, że jest antypatyczny.
Lidja podniosła brwi obojętnie.
— Cóż ci na to poradzę? Możesz zrobić sobie nowego Fruzińskiego, tylko już niema tej dobrej glinki.
Krzyś zapragnął zrozumieć — nie był jeszcze zupełnie zrezygnowany.
— Kto to mógł zrobić? — zwróciła się Lidja do siostry, lekceważąc pokorne zapytanie chłopca. — Przecież tam nikt nie wchodzi?
— Może Sylwja wchodziła i zapomniała drzwi zamknąć? A Królowa Madagaskaru wlazła i cóż lepszego miała do roboty, jak rozbić pana Fruzińskiego? Wstrętny osobnik!