Strona:Zofja Żurakowska - Trzy srebrne ptaki.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale rodzice wasi nie mieszkali tu przecież? — rozpoczął znowu wywiad.
— Nie, już mówiłyśmy ci, mieszkali z nami w Krakowie, tatuś był profesorem uniwersytetu, zostawił masę rękopisów, które teraz dziadzio z Sylwją porządkują. Potem się je wyda, bo tatuś podobno był wielkim uczonym. Rodzice umarli w pierwszym roku wojny — wtenczas to dziadzio zabrał nas tutaj.
— I nikt tu do was nie przyjeżdża?
— Z początku przyjeżdżali, ale dziadzio nikogo nie wpuszczał, więc już się zniechęcili. Nawet ciocia, która bardzo się z tego powodu na dziadzia gniewa. Ale mojem zdaniem dziadzio ma rację, bo albo się wierzy w to proroctwo, albo nie...
I nagle Lidja spłonęła rumieńcem. Jakże fatalnie jej się to słowo wyrwało!
— Lidjo, Lidjo, czy jesteś na «przechodniu»?
Jestem — odkrzyknęła, uszczęśliwiona z tej dywersji, która ją ratowała z opresji.
Z alei wypadła Aglae zziajana i oburzona.
— Czy to ty zostawiłaś drzwi od drugiej wieży otwarte?
— Nie. A dlaczego?
— Dlatego, że pan Fruziński rozbity jest