Strona:Zofia Kowerska - Pani Anielska.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Siostra Wincentyna odrzekła:
— Może Pan Jezus dał jej tę łaskę, że rany Jego Boskich nóg przeniosły się na jej nogi...
— Ale jakim sposobem znalazła się w nocy za furtą?
— Może ją aniołowie zaprowadzili do jakiego chorego, by ręce na niego położyła?
— Ja myślę, że to siostra Rozalia działała w gorączce. Była już chora, a noc całą klęczała u stóp Chrystusa. Nad ranem chciała powrócić do celi, tymczasem nogi poniosły ją gdzieindziej...
W tej chwili weszła matka przełożona. Przystąpiła do siostry Rozalii, wzięła ją za rękę, która była zimna i jakby bez życia.
— Jeden Pan Bóg może nam ją ocalić — rzekła. — Módlmy się, siostry, by ją jeszcze zostawił między nami! Rozumiem, że aniołowie chcieliby ją zabrać do swego grona, ale my prośmy Pana Zastępów, by żyła jeszcze dla przykładu i zbudowania naszego! Pana Jezusa prośmy, by ją zostawił maluczkim!
Powoli schodziły się inne zakonnice, a matka przełożona odmawiała modlitwy. Kończyła litanię do Matki Boskiej:
„Uzdrowienie chorych! Módl się za nami!“
Wtem siostra Stefania wpadła do celi nawpół przytomna, z twarzą pomieszaną, z oczami błyszczącemi. Rzuciła się na kolana, wołając:
— Cud! Cud! Matka Boska stoi znowu na ołtarzu w kaplicy! Stoi, jak dawniej stała!
Matka przełożona zerwała się z klęczek. Jej zwykła powaga i spokój były zachwiane, podniosła ręce do góry:
— Pan Bóg jest niezmierzony i niepojęty! — zawołała. Czy siostra widziała na własne oczy?