Strona:Zofia Kowerska - Pani Anielska.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nietknięte świadczyło, że tej nocy nikt na niem nie spoczywał.
— Co to się stało? — Co to się stać mogło? — szeptały siostry. — Jakim sposobem siostra Rozalia znalazła się za furtą?
Rozbierały spiesznie wychudzone ciało, w którem serce biło jeszcze. Położyły chorą na łóżku, okryły ciepło, wlały jej w usta starego wina. Ona odzyskała przytomność, lecz jej wstyd zamykał oczy, nie miała ani odwagi, ani siły, by je otworzyć. Chciałaby była schować się pod ziemię. Powracała tu jak pokutnica, chciała uczynić głośną spowiedź swych win, ale chciała upokorzyć się jutro. Dziś musiała dać wypoczynek swemu nędznemu ciału, które było zupełnie bezsilne i bezwładne po takiej dalekiej, strasznej drodze, którą odbyła w ciągłej obawie pogoni, upadająca ze zmęczenia, niesiona nerwami i gorączką, dopóki widok klasztoru, uspakajając ją nagle, nie podciął jej nóg i nie rzucił jej na ziemię, jak zmrożonego kwiatu. Ach, żeby tak można było zamknąć oczy na zawsze! Ale przynajmniej teraz ukryć pod zamkniętemi powiekami ten straszny, straszny wstyd...


V.

Siostra Teodozya, kładąc w nogi chorej bańkę z gorącą wodą, zawołała z przerażeniem:
— Biczowała się, ma poranione plecy, krew żywa z nich płynie, ale dlaczego ma pokaleczone nogi, jakby chodziła po ostrych kamieniach, a podrapane, jakby się przedzierała przez ciernie?