Strona:Zofia Dromlewiczowa - Szalona Jasia.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wogóle nie zamierzam się wcale zmieniać, ani tak, ani inaczej.
— Ach, Jasiu, Jasiu, jak strasznie smutno będzie mi bez ciebie.
— Mnie też, Halu.
Lecz Hala potrząsnęła przecząco głową.
— To co innego — powiedziała.
Zdziwiłam się wtedy.
— Dlaczego, Halu? Czy sądzisz, że nie martwię się?
— Martwisz się, ale jednak wyjeżdżasz w nieznane strony, zmieniasz miejsce, jakoś ci będzie lżej przebyć to wszystko, a ja...
Hala urwała nagle, lecz wiedziałam co chciała powiedzieć.
Zostawała przecież sama w tym domku, gdzie dotychczas wychowywałyśmy się razem, zostawała sama; te wszystkie miejsca, które dotychczas zwiedzałyśmy razem stawały się nagle samotne i smutne. Wyjeżdżałam! Hala pozostawała. Wiedziałam także, że Hala ma słuszność. Martwiłam się, że ją opuszczam, lecz jednocześnie byłam przecież niezmiernie ciekawa tego wszystkiego, co mnie czekało w przyszłości, byłam niezmiernie ciekawa mego opiekuna i tego obcego chłopca, którego miałam poznać Hala miała słuszność. Gdyby nagle, przed moim wyjazdem przyniesiono depeszę, odwołującą moją podróż, to mimo radości, że zostaję, martwiłabym się jednocześnie, że nie wyjeżdżam.
Nie miałam jednak wiele czasu na rozmyśla-