Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ SZÓSTY.

— O, Boże, jak mi dziś nudno! — westchnęła Janka, zapominając o swej zasadzie nie nudzenia się. Stała przy oknie i patrzyła na smugi deszczu, które rozbijały się o szybę okna.
— O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny, — zadeklamował Antoś z patosem.
— Widzę, że Karolinka nauczyła cię deklamować, na następnem przedstawieniu cyrkowem będziesz zapewne bohaterem dnia! — zauważył Ludwik.
— Tak, tak, prześladujesz mnie Karolinką, a sam rysujesz teraz dla niej.
— Nie rysuję wcale dla niej. Rysuję dla siebie.
— A gdy tylko przyjdzie, natychmiast wszystko jej pokażesz.
— To nie moja wina, że tylko ona zna się na tem. Można jej pokazać model samolotu, nie narażając się na mądre pytanie: „A poco skrzydła?“