Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwilę, bez przerwy, że nie mógł wcale zejść z areny.
— A widzisz! — powiedziała Karolinka trymfująco. — Powiedziałeś, że ci ludzie wymagają tylko rzeczy trywialnych. A widzisz! Teraz klaskają i nietylko znajomi biją brawa. Zobacz, podoba się wszystkim.
— Omyliłem się, czcigodna pani! — przyznał się Antoś.
A Karolinka, zamyśliwszy się chwilę, wygłosiła z powagą:
— Widzisz, nie trzeba się nigdy zniżać do nieczyjego poziomu, a trzeba podnosić do własnego.