Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

publiczność, zebrana w małem miasteczku na przedstawieniu cyrkowem.
Zachwyt jednak i zgorączkowanie wzmogły się, gdy ukazał się Jaś.
Wystąpienie jego poprzedził numer klowna. Klown wyglądał jak zwykle, raźniej tylko się poruszał. Jego sztuczki i dowcipy były takie same, jak zawsze, a jednak tym razem oklaskiwano go gorąco. W przychylnej atmosferze, jaką wytworzyła Karolinka, znalazło się miejsce na litość dla biednego, zmęczonego klowna.
Trzeba też przyznać, że klown robił co mógł, aby zasłużyć na te oklaski.
Wytężał całą swą inteligencję i dobrą wolę. I gdy zeszedł z areny, chwycił za rękę Karolinkę, roześmiał się i nagle pocałował ją w rękę jak dorosłą kobietę.
Karolinka cofnęła się zmieszana.
— Ależ co pan robi?
Klown zmieszał się także.
— Bo panienka spadła nam dzisiaj, jak anioł z nieba.
— Słyszysz, Karolinko, jesteś aniołem z nieba. Muszę to powiedzieć pannie Annie, — cieszył się Antoś, który był świadkiem tej sceny i teraz błaz-