Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy obeszli w ten sposób wszystkich znajomych, powrócili do wozu cyrkowego.
Panowało tam wielkie ożywienie. Przedewszystkiem kupowano zawczasu bilety.
Wokoło placyku kręcili się ludzie, oczekując rozpoczęcia przedstawienia.
Kobieta w cekinowej sukni siedziała w kasie. Wyglądała zupełnie inaczej, niż przedtem. Zdawało się, że zapomniała o wszystkich swoich zmartwieniach i uśmiechała się radośnie do wszystkich.
Zmienioną miał również minę stary właściciel cyrku. Wydawało mu się, że rzeczywiście zmieniło się coś na lepsze, że jakgdyby zaświtała mu jakaś nadzieja na przyszłość.
— Te zabawne, niedorosłe dzieci, które z początku traktował z pewnem lekceważeniem i wdawał się z niemi z rozmowę tylko dlatego bo jednak były to dzieci „z pałacu“, okazały się nagle dobrymi czarodziejami, którzy potrafili zapełnić przeraźliwą pustkę placyka.
Nawet biało umączony klown wyglądał jakoś raźniej i weselej.
Dzieci uwijały się jak mogły.
Karolinka poddała swą twarz starannej charakteryzacji, w której pomagała jej kobieta z cekina-