Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swych nowych znajomych, nie przestając w sposób uprzejmy i cichy odpowiadać na liczne pytania.
— Niech robi na złość, byleby nie wyprawiał jak wczoraj.
— Ależ tak, to wszystko jest rozmyślne.
Innego zdania była matka Janki i Ludwika.
— Ależ Ludwik i Antoś oczernili chłopca, — myślała ze zdziwieniem, — przecież to doprawdy urocze dziecko.
— Nie wiem doprawdy, co chcecie od tego chłopca? — zapytała z wyrzutem Janki, gdy po chwili znalazły się same w pokoju, — przecież dziecko jest grzeczne, jak aniołek, ładne, miłe, dobrze wychowane.
— Tak, dzisiaj jest zupełnie inny, niż wczoraj, — przyznała Janka, — ale obawiam się, że mamusia również zmieni szybko zdanie o nim.
— Pewnie nikt nie umie się z nim obchodzić, — wyraziła matka swe przekonanie, — pewnie krzyczą na niego i gniewają się.
— Obawiam się, że to on właśnie krzyczy i gniewa się. Ale cóż, może u nas właśnie będzie grzeczny.
Rzeczywiście Jaś przez cały czas wizyty zachowywał się wzorowo. Wprawdzie pobyt ten nie