Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Janka. Zgodzili się chętnie ze zdaniem Ludwika. Coś takiego było w Karolince, co czyniło ją wyjątkowo miłą i sympatyczną, nawet wtedy, gdy mówiła najzwyklejsze rzeczy, nawet wtedy, gdy wypełniała najprostsze czynności.
— W każdym razie dobrze się stało, żeśmy ją spotkali.
— Naturalnie!
— Jej pewnie jest także przyjemniej spotykać się z nami, niż przebywać przez cały czas z tym swoim rozpieszczonym Jasiem i niewidzialną panną Anną.
— Zdaje się, że do tego Jasia, to ja się zabiorę.
Janka spojrzała na brata ze zdziwieniem.
Ludwik był zwykle małomówny, poważny i nawet trochę ociężały. Zajmował się wyłącznie temi sprawami, które go mocno obchodziły i ta chęć zainteresowania się obcym chłopcem, wydała się Jance niezwykłą.
Ludwik spostrzegł zdziwienie siostry i wzruszył lekko ramionami.
— Dlaczego się dziwisz? — zapytał.
— Tak jakoś, nie myślałam nigdy, że cię zajmie jakieś obce dziecko i w dodatku nieznośne.