Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z kontraktem i z wiecznym piórem w ręku. — śmiała się Karolinka.
— To świetnie! Możecie sobie podać ręce z Janką. Ona też marzy o Hollywood. Chciałaby grać role melancholijnych, poświęcających się bohaterek. Nawet już teraz patrzy na cały świat z cichą a tajoną pogardą. Bo któż ją zrozumie? Któż zrozumieć jest ją w stanie?
— Znowu błaznujesz, Antek?
— Chodź, Antek, nic tu po nas — westchnął Ludwik — myślałem, że trafiliśmy na rozsądną dziewczynę, auto umie prowadzić, mogłem przeto przypuszczać, że poważne rzeczy ma w głowie, myślałem, że będzie można porozmawiać po ludzku. A tymczasem widzę, że te dwie przyjaciółki rozgadały się o kinie i więcej nic je nie obchodzi. Od jutra będą pewnie razem stujować wszystkie pisma filmowe, aby się dowiedzieć ile jajek jada Ramon Nowarro na śniadanie.
— Trzeba nam było odrazu powiedzieć: nie Karolinka z pałacu, a przyszła gwiazda filmowa.
Tym razem Janka stanęła w obronie Karolinki.
— Śmiejcie się, śmiejcie, a sami nie opuszczacie ani jednego filmu dozwolonego dla młodzieży i przemycacie się, gdy grają niedozwolone.