Przejdź do zawartości

Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ DRUGI.

— Najprzyjemniej marzy się tutaj — wyjaśniała Karolinka, prowadząc swoich gości po parku i zatrzymując się przy brzozowym mostku. Mostek był zawieszony ponad nieruchomą wodą, pokrytą zielonkawą „rzęsą“.
Najładniej jest tu w nocy, gdy księżyc świeci wysoko i odbija się w wodzie. Musicie przyjść do mnie kiedyś wieczorem, zobaczycie jak wtedy wszystko wyglada inaczej, drzewa kołyszą się jakoś tajemniczo, w ciemnościach bieleje tylko ten mostek. Lubię wtedy najbardziej usiąść tu, na tej ławce i marzyć.
— O czem marzysz? — zapytał Łudwik.
— Och, chciałbyś odrazu wszystko wiedzieć — roześmiała się Karolinka — nie mogę przecież wszystkiego opowiadać. Zresztą, czy to można tak, jednem słowem ująć. Marzę zawsze o niezwykłych przygodach.
— Ja też — zawołał Antoś.