Przejdź do zawartości

Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mieliście takie zachwycone miny, że byłam przekonana o twej genialności.
— Omyliłaś się.
— Jeżeli zaś martwiły was nasze zadowolone miny do dopięliście swego.
— Karolinka nie wygląda już wcale na zadowoloną — zauważył Antoś.
Rzeczywiście, Karolinka nie wyglądała już wcale na uradowaną. Zachowanie się Janki i Ludwika wyrządziło jej prawdziwą przykrość. Przedewszystkiem przejęła się naprawdę projektem Antosia, który wydawał jej się zajmującym i dobrym. Ponadto czuła żal do Janki, że zepsuła jej przyjemność swoją obojętnością i niesłuszną obrazą, a do Ludwika, że krył swój egoizm teraz pod pozorami krytyki.
Jance zresztą też zrobiło się przykro. Kiedyindziej przyjęłaby projekt Antosia z zadowoleniem, jak każdą inowację. Nie entuzjazmowałaby się jak Karolinka, z przyjemnością jednak założyłaby ów klub, lub związek. Oponowała teraz tylko ze względów zasadniczych, aby dokuczyć Antosiowi, a także Karolince, która tak chętnie słuchała jego opowiadań, nie zwracając na to uwagi, że mówił jej w tajemnicy przed Janką.
Ludwik czuł się mniej winnym, gdyż z przy-