Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jednego dnia spotkanie odbywało się w pałacu, drugiego w domu rodziców Janki, stamtąd zaś wyruszano, zależnie od pogody, na dalsze spacery, wycieczki, lub zabawy. Od chwili poznania Karolinki wydało się zarówno Jance jak obydwum chłopcom, że coś się zmieniło na korzyść. Jakoś było o wiele weselej, przyjemniej i ciekawiej. Dlaczego tak się stalo, z tego nikt nie zdawał sobie sprawy. Właściwie bowiem nic się nie zmieniło. Karolinka zaś nie mówiła, ani nie robiła nic specjalnie ciekawego, a jednak, gdy jej nie było, Janka traciła humor, Antoś się nudził, a nawet spokojny i poważny Ludwik czuł wyraźnie brak czegoś ważnego.
Od chwili poznania Karolinki wszystko nabrało jakiegoś uroku. Karolinka zabierała się do każdej sprawy z takim zapałem, wkładała we wszystko tyle chęci, że każda czynność wykonywana przez nią stawała się czemś ważnem i zajmującem. Przyczem dobrym chęciom Karolinki nie było wcale granic, ani końca.
Zajmowało ją tak samo rysowanie Ludwika, jak fotografowanie Janki.
Nie umiejąc sama fotografować, potrafiła jednak zorganizować to zajęcie Jance i uczynić je czemś o wiele bardziej zajmującem, niż przedtem.