Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przedewszystkiem rozsegregowała fotografje Janki. Razem nalepiły wszystkie dotychczas wywołane fotografje do kilku kajetów.

— Gdy przyjedziemy do Warszawy, dasz to oprawić, — mówiła Karolinka i Janka, z większą dumą, niż dawniej, fotografowała, wiedząc, że każda odbitka powiększa jej zbiory, które uporządkowane przedstawiały pewną wartość i znaczenie.
Każdy kajet posiadał swoją nazwę, którą Ludwik wykaligrafował starannie na pierwszej stronie. W ten sposób Karolinka skolekcjonowała zeszyt p. n. „Krajobrazy“, „Typy“, „Dzieci“, „Sceny z życia codziennego“ i t. p. i Janka, fotografując coś nowego, fotografowała z wyraźnym celem dopełnienia tego, lub tamtego zbioru. Każda fotografja miała swój podpis i datę.
— Nie rozumiem, jak mi to mogło nie przyjść do głowy wcześniej, — dziwiła się Janka, porównywując swoje porządnie i ładnie wyglądające zeszyty fotograficzne z dawnym pudełkiem, w którym leżały wszystkie odbitki razem.
— A właściwie, to przecież ty jesteś o wiele porządniejsza odemnie, — twierdziła Karolinka i miała słuszność. Janka była porządna i systematyczna. Suknie jej wyróżniały się zawsze porządnym wy-