Strona:Zielinski Historia Polski-rozdzial9.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cego na ogół bezpośrednich, osobistych powiązań ze światem obszarnictwa i wielkiego kapitału.
Nie oznaczało to jednak bynajmniej, by ta nowa elita, skądinąd zazdrośnie strzegąc dostępu do bezpośrednich czynności rządzenia przed ludźmi „obcymi” swemu obozowi, chciała i mogła rezygnować łatwo z poparcia „sfer gospodarczych” i ziemiaństwa. Było ono jej potrzebne zarówno ze względów gospodarczych, jak i politycznych (np. w celu osłabienia Narodowej Demokracji przez odciągnięcie od niej ziemiaństwa), wreszcie także — last but not least — prestiżowych i psychologicznych. Ten ostatni wzgląd nakazywał jej zwłaszcza szukanie kontaktów ze środowiskami arystokratycznymi i ziemiańskimi. Swoiste ciśnienie ich prestiżu kulturowego na inne warstwy społeczeństwa, w szczególności na burżuazję i inteligencję, znamionowało nie tylko czasy Wokulskiego, ale sięgało jeszcze i w dwudziestolecie międzywojenne. Wątki pisarstwa Bolesława Prusa znajdowały — na różnych poziomach i w różnych formułach artystycznych — swe przedłużenie również w tym okresie w pisarstwie Mniszkówny, Rodziewiczówny, Dołęgi-Mostowicza, Kadena-Bandrowskiego, Struga, Nałkowskiej, wielu pamiętnikarzy polskich i obcych. Nie jest też przypadkiem silne odbicie tego problemu w pracach naukowych, zwłaszcza socjologów i historyków kultury, jak Czarnowski, Chałaśiński, Znaniecki, Chwistek, Rychliński i inni.
Nie tylko „sfery gospodarcze” chętnie widziały w swym gronie przedstawicieli środowiska ziemiańsko-arystokratycznego. Jeszcze chętniej witano ich na szczytach hierarchii władzy. Niedawni porucznicy i kapitanowie, po maju ministrowie i generałowie lub pułkownicy, niewolni od kompleksów niższości i snobizmów, często zwyczajnie niedouczeni, jakże często również brutalnie „rugani” w postawie na baczność przez „Komendanta”, niejako rekompensowali to sobie swym zwierzchnictwem nad ludźmi o wielkich nazwiskach, które zarazem ich towarzysko nobilitowały... Toteż otwierano przed nimi dość łatwo i szeroko podwoje gabinetów ministerialnych i salonów dyplomatycznych. Zapowiadały to już głośne spotkania dygnitarzy nowego reżimu z arystokratycznymi osobistościami w Nieświeżu i Dzikowie, a i w łatach późniejszych kontakty te były żywo podtrzymywane. Lubował się w nich m. in. Józef Beck, który przy pomocy swego podsekretarza stanu, hr. Jana Szembeka, zapraszał tych łudzi na specjalne obiady i inne konwentykle. Lista „młodych konserwatystów” zaproszonych na jeden z takich obiadów w listopadzie 1937 r. wyglądała według notatki J. Szembeka następująco: „min. Beck, hr. Józefowa Potocka, amb. Jerzowa Potocka, hr. Arturowie Potoccy, ks. Witoldowie Czartoryscy, hr. Pawłowie Żółtowscy, ks. Jerzowie Czetwertyńscy, hr. Lanckoroński, ks. Edmundowie Radziwiłłowie, sen. Wańkowicz, hr. Artur Tarnowski, poseł Śląski, hr. Jan Tyszkiewicz, hr. Karol Tarnowski, ks. Leon Sapieha, hr. Michałowie Łubieńscy. Raut: ks. Artur Radziwiłł, hr. Jan Myciełski, hr. Zygmunt Mycielski, hr. Henryk Dunin-Borkowski, hr. Juliuszowie Tarnowscy, ks. Władysławowie Radziwiłłowie, p. Morawski, hr. Starzeński, dyr. Kobylański, p. Zembrzuski”. Na marginesie tego spotkania Szembek podkreślał, że wśród sondaży politycznych, jakie „Minister [Beck] będzie prawdopodobnie przeprowadzał, zwrócił się on o opinię najpierw do nich”, tj. „młodych konserwatystów”, oraz, że z tego pierwszego sondażu jest