Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tchnionego domu z 16-go w. gromadzonych z pietyzmem radosnym. Moja artystyczna natura oczywiście umie je odczuć. Ale to nie to. Nie to, co głównie mnie tam wzruszało. Bo nie zewnętrzne piękno sprawia, że do poetowej samotni wchodzi się z tym uczuciem jak do gotyckiej świątyni! — Nic! — Sprawia to, zaklęte w tych ścianach piękno wewnętrzne. — — — Sanktuarium sztuki i poezji. Przy stoliku, ukośnie pod oknem stojącym — pisuje rano. Tu jest też jego sypialnia; olbrzymi pokój. Jakoś tam się przysiadło. Ja przy oknie. On przy stoliku. Pies (Toruś się nazywa) ułożył się na oknie i zasnął. — Nie mówiło się nic jakąś chwilę. Ja patrzałam w okno. Serce mocno biło, a w oczach zaczynały się łzy niepotrzebnie kręcić. — „verbleibe doch — du bist so schön“. — — Nie mówiłam nic właśnie dlatego, że tylebym, tyle powiedzieć chciała! Zresztą mówiłam tym milczeniem. I w kościele, z Bogiem mówi się milczeniem. — Wypadało jednak przerwać je już... bo cóż?... siedzą dwie osoby w pokoju — jedna z nich jest jak w kościele — — a druga może o tym samym czasie ziewa w duchu i robi sobie uwagę w rodzaju: „jakaż ona nudna“ — „kiedyż sobie pójdzie?“ — O Jezu, to byłoby straszne, gdyby on tak myślał. Raczej trzeba się zdobyć na bohaterstwo przerwania chwili, którąby się pragnęło faustowskim zawołaniem zatrzymać na wieki — i — odejść — —
Poznałam dwoje jego dzieci — i pokochałam odrazu. Takbym pragnęła, żeby mnie też lubiły choć trochę. Starszy syn, do ojca podobny; piękny ma profil; melancholijny trochę i małomówny. Młodsza córka jest przemiłym dzieckiem, zdaje się bardzo