Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stety! —) nić wspomnień, gdy... Napisałam „tylko dla siebie“ lecz to niełatwo pisać „dla siebie“ prawdę. Zresztą czy on pamięta, że mnie kiedykolwiek widział? — koleżanki mi mówiły, że się ten młody poeta kocha we mnie; — ale to były czasy, gdy jeszcze myślałam, że walka o ojczyznę a poezja to jedno i to samo. — A potem wszystko się tak porobiło — —
ale o tym jeszcze będzie. Mam przecież czas i swobodę — pierwszy raz od dwunastu lat. Pierwszy raz!
Bardzo tu pięknie.
Chodzę po dróżkach, wydeptanych — — tak jest, ciągle myślę o tym, że on tu jest blisko, i że to jego kraj, ten, który go kształtował.
Gdy stanę na „swojej“ górce, przy rozstajnych drogach — taki wielki szmat świata widzę! Dwie ich się tu schodzi — jedna droga właściwa — wiodąca do szosy głównej — biedna, uboga, kamienista — trudno po niej zrazu chodzić „miastowym“ nogom nienawykłym; a druga, jeszcze biedniejsza — odludna i cicha — ta idzie naprzełaj przez zbocze ku temu laskowi, który łączy się bezpośrednio z ogrodem otaczającym jego dom.
O przecudny spłachciu ugornej ziemi, co za urok masz w sobie, że trzy dni cię znając dopiero — już cię kocham bardzo?
Muszę kogo spytać o nazwy tych strumieni, lasów i gór, może gospodarz będzie wiedział. Zapamiętam odrazu te nazwy, bo ja je znam już przecie, tylko nie wiem które, z tych imion na czym położyć.
A to one przecież właśnie — te strumienie, drogi, lasy, i góry — „zaplotą dzień dzisiejszy z wiecznością“; — zapamiętałam dobrze te słowa. Dziwnie wy-