Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Europa w szerz i wzdłuż skazana jest na śmierć; na straszną śmierć; dojrzewa bezlitosne okrucieństwo; — rozpoczęło się konanie w czternastym roku; mimo pozorów sporadycznych zdrowień — stan agoniczny zbliża się z dniem każdym. I nikt tu nic nie poradzi prócz... Zasada musi być zmieniona; i właśnie też tu to wyrównanie sprawiedliwości być musi; i wiele innych rzeczy; — i ja, i ty, i my, i wszyscy wiemy, że jest niedowytrzymania; w zasypanej mrocznej sztolni zdrapujemy ręce do krwi, kruszymy zęby na twardych skałach, szalejemy w mroku strasznym, rozwalamy łby o czarne ściany — obłęd rozszarpuje zwoje mózgu, i serce wali w nas jak dzwon, a tętnem naszych pękających żył drży ziemia — — i nic nas zagubionych w odmętach grozy nie zratuje prócz wyzwalającego wybuchu! Więc póki w piersiach dech się kołacze, podkładajmy, towarzysze, dynamit, wierćmy pod tym murem więziennym — smołą nocy zalani — wierćmy nory głębokie i podkładajmy dynamit! — więcej, więcej dynamitu, i jeszcze! jeszcze! — mury głębokie, mury szerokie — dynamit, dynamit, dynamit — — lont!
Wali serce; Cyprjan dyszy ciężko. Lęk i strach i tragedia ludzka topi się w upojeniu. A jest to upojenie czyste i jaśniejące jak promień porannego słońca oświecającego strome skały — — tak, w półśnieniu wciąż tu żywe: strome skały Kaukazu. Knotury szczytów przypominają rozpiętą postać ludzką. A równocześnie rośnie ogłuszający szum — szum: melodia gwałtu i żywiołu. Trwoga przed nawałą zmraża ciało — — porywa się — dźwiga — przy-