Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dirrer milczał i zdawał się obojętnie patrzeć w próżnię, na ustach miał wzgardliwy uśmiech.
Wtedy w Szarskim odezwała się dawna natura. Uczuł, że mu krew zaczyna falą mocną, coraz mocniejszą z serca bić do głowy — zalewa całą czaszkę, szumi w uszach. — Ktoś niewidzialny mówił mu najwyraźniej:
— Patrz! oto ci się sposobność nadarza, której nie będziesz miał już w życiu. Oto jesteś sam na sam z tym, który cię doprowadził do zbrodni, złamał, unieszczęśliwił, a teraz matkę twych dzieci pociągnął w przepaść hańby. Patrz! los, Nemezis, która nad wszystkimi czuwa, daje ci teraz sposobność do wypłaty, za to coś wycierpiał niesłusznie. Oto chwila nadeszła. On zmienił cię w zbrodniarza, piętno zabójcy masz na swojem czole, ludzie tobą wzgardzili, niechże przynajmniej wiesz: za co? Oto ten zbrodniarz stoi przed tobą, ten szatan, tyran, despota taki słaby, nikły, skulony. On posiadł władzę, którą tylko chytrością swoją zdobyć potrafił, a ty, ty czem jesteś w obec niego? Sługą marnym tylko!
Oto chwila odwetu nadeszła i czegoż, czegoż się masz namyślać? — Jedno silne popchnięcie z windy i ot tam leży Dirrer na dnie tej komory z całą swą władzą i potęgą tyrana, zgładzony ze świata, gdzie tyle zrobił złego, raz na zawsze, z czaszką rozbitą w czerepy. Pchnij, bez namysłu, a jednym zamachem uwolnisz tylu co cierpią przez niego — i nikt, nikt wiedzieć nie będzie! — Mógł się przechylić, mógł wypaść i nie zostanie ani śladu.
...Szala leciała, jak ptak chyżo ku górze kołysząc się miarowo na drutach liny. Rozluźnione w miejscach śrubami skręconych sztaby żelazne dzwoniły bijąc