Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na te maleństwa, którym zabraknie — matki, złej — prawda, ale zawsze — matki.
Trzeba się jednak pogodzić z losem.
Lizie drogi do szczęścia zagradzać nie myślał. Dla opieki nad dziećmi w czasie jego nieobecności wziął kobietę starszą, wdowę po górniku i oddał się cały ciężkiej swej pracy mając cel jeden tylko na oku, ażeby dzieci wychować, wykształcić i doprowadzić szczęśliwie, aż do tej chwili, kiedy będą mogły stanąć o własnych siłach.
Idąc do szybu widywał nieraz Lizę wystrojoną, jadącą powozem dyrektora; czuł, że mu krew uderza do głowy i szybko skręcał w boczne ulice, by jej na drodze swej nie spotkać.


∗                    ∗

Szarski wychodził dziś z kopalni cokolwiek wcześniej niż zazwyczaj. Był niespokojny.
Staszek bez powodu nagle zasłabł, zostawił dziecko w gorączce, z rozpaloną głową. Posłał po lekarza, z którym przed zjazdem do kopalni widzieć się nie mógł, chciał więc co prędzej dowiedzieć się teraz o stanie choroby dziecka. Gdy wszedł do podszybia, spostrzegł od razu, że pilnujący wyjazdu dozorca szybowy miał minę ogromnie zastraszoną.
— Szala wolna? zapytał. Dozorca zamiast odpowiedzi zaczął coś mruczeć niewyraźnie, dając równocześnie przeczący znak głową.
— Ale wolna, wolna — odezwał się w tej chwili głos z szybu. Szarski poznał Dirrera i drgnął cały; raz jeden wychodził wcześniej niż zwykle i musiał właśnie spotkać dyrektora. — Dirrer stał wewnątrz windy ze zgaszonym kagankiem.