Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niech już będzie, jak chce, — myślał — byle zabezpieczyć los rodzinie i mieć za co dzieci wychować.
Martwiła go natomiast ogromnie rzecz inna. Z dniem każdym zdawał sobie sprawę dokładniej z tego co się w sercu Lizy dzieje, mimo, że nie mówili o tem wcale.
Kiedy powracał z kopalni do domu, zastawał często dzieci same. — Stach i Janek siedzieli przytuleni do siebie płacząc i skarżąc się, że mama wyszła już dawno i nie wróciła jeszcze.
Nie trudno było Szarskiemu dowiedzieć się, gdzie chodziła? Liza zresztą nie taiła przed mężem, że dyrektor wzywał ją, ażeby mu to i owo pomogła przy gospodarstwie, z którem, jako kawaler sam sobie rady dać nie może.
Aż stało się to co było do przewidzenia. Szarski raz po powrocie z kopalni zastał, jak zwykle, dzieci pod opieką sługi, która mu podała list ręką żony pisany. Spodziewał się katastrofy, a jednak czuł ból, ogromny ból w piersiach, gdy przeczytał te słowa:
„Odchodzę tam, gdziem dawno za popędem serca pójść była powinna. Dość długo nacierpiałam się, znosząc z tobą złą dolę, do której nie byłam stworzoną i należy mi się za to trochę szczęścia w tem życiu“.
Szarski nie miał już dla Lizy żywszego uczucia. Poznał ją, tę duszę jałową, to serce próżne, niezdolne do najmniejszej ofiary z samolubnych zachcianek, serce, które do żywszego bicia poruszyć tylko mogła nadzieja zaspokojenia wiecznie nowych wrażeń chciwej żądzy użycia.
Ale uczuł przecież żal z powodu krzywdy, której doznał. Wszak on tyle wycierpiał i tak pracował dla niej. A najmocniej krwawiło mu się serce, gdy patrzył