Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zresztą i tak można było poznać z promieniejącej jej twarzy. Nie mogła się jednak powstrzymać od entuzyastycznych pochwał dla pomieszkania dyrektora.
— Ma pałac, jak udzielny książę! Lokaje, karety. W kancelaryi jego na całej podłodze leży dywan gruby na pół dłoni, puszysty, miękki, stąpa się po nim tak cicho, tak jakoś tajemniczo, że aż dreszcz ją przejmował, gdy się zbliżyła do dyrektora.
Jan musiał wpierw tej długiej wysłuchać tyrady nim się dowiedział czy mu Dirrer obiecał dać posadę.
— Ależ naturalnie, powiedział tylko, byś się zgłosił, a chociaż wszystkie miejsca są zajęte, on przecież coś stosownego dla ciebie wyszuka. Przyjmuje między jedynastą, a pierwszą przed południem. Trzeba się zgłaszać wcześniej, bo tam zazwyczaj docisnąć się nie można...
Szarski stawił się w oznaczonej godzinie, ale długo czekał nim go wpuszczono.
W końcu przyszła kolej na niego. Odźwierny otworzył mu cicho ogromne podwoje przysłonięte ciężką jedwabną portyerą, wiodące do pracowni dyrektora. Był to raczej salon niż kancelarya. Ścianę pokrywały kosztowne tapety, powałę stiuki i artystyczne malowidła. — W rogu pokoju stało duże hebanowe biuro pełne cacek praktycznych, pięknych i kosztownych. Od całego otoczenia odbijał sam dyrektor, który na dużym wybitym safianem fotelu siedział w prostej robotniczej bluzie, skórzanej, wilgotnej brudnej, noszącej wyraźnie ślady, że dyrektor przed chwilą wyjść musiał z kopalni. Tak też było w istocie. I dzień jeden nie minął, ażeby on sam nie zjeżdżał na wizytacyę robót w kopalni. Czynił to zazwyczaj bez asystencyi, bez służącego nawet, który by mu oświecał drogę. Brał ka-