Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

raj z nimi pożegnał. Gowornik mówi swój wiersz. Olafowa jest „inteligentna osoba“, Turkowski marzy o sławie. Stukonis też, tylko o innej, takiej, że niby z proletarjatu a genjusz, że ma prawo pić wodę sodową z butelki, bo niema żadnych tam przesądów, jest taki jaki jest. Gowornik nie marzy o sławie, jest przecież pewien, że ją ma, pławi się w niej. A Lucjan? O, ten ma same zmartwienia. Jest chory, też chciałby być wielkim człowiekiem, ale wie, że nim nigdy nie będzie i to go martwi. Jest leniwy i o pracy może tylko myśleć, nigdy nic nie zrobi. Pisze same głupstwa i przed czymś poważnem ma strach, poprostu boi się usiąść i zacząć. Tak myśli Lucjan i pociesza się, że jak będzie starszy, to może zmądrzeje i weźmie się za normalną pracę, tak jak większość ludzi.
Kazio Wermel wita Lucjana; w całej swej postaci ma patos, a w oczach jego błyszczy kultura, — odwieczna kultura żydów. Zaśmiewając się, opowiada o nędzy, jaka go obecnie trapi. Mieszka gdzieś na Rybakach: siedem osób w jednym pokoju. Jest tam młody ślusarz, który zatruwa życie małżeństwu. Ci dwoje niedawno się pobrali i urządzają takie hałasy po nocach, że spać nie można, — zupełnie jak koty. No, ślusarz ma rację, nie bardzo miło jest być świadkiem cudzych rozkoszy, zwłaszcza w nocy — spać trzeba, ale niedługo się ociepli, — będą mieli trawniki. Żebym miał się chociaż gdzie myć; jest tam taka maleńka, gliniana miska, ale — widzisz — ja nie znoszę zimnej wody, poprostu nie mogę się do tego przyzwyczaić — no, a tam niema nigdy ciepłej wody w za-