Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

, bladą osóbką o kruczych włosach zaczesanych za uszy. Ma zawsze humor i śmieje się, kiedy mówi o swoich kłopotach. Gdy się do niej mówi, słucha uważnie, patrząc w oczy i jej delikatny umysł pojmuje wszystko doskonale. Niełatwo to obcować z czeredą piszących młodzików, mających zawsze tonny fantazji na podorędziu. Lucjana łączy z nią przyjaźń specjalna: zrozumienie wzajemne. Po tak długiem niewidzeniu, witają się gorąco i patrzą sobie w oczy. Olafowa podziwia wspaniały wygląd Lucjana.
— Jest pan tak opalony, — w mieście, o tej porze roku robi to wrażenie, — a jak się pan czuje, panie Lucku, chyba już dobrze?
Tak, Lucjan czuje się dobrze: — jako tako. Ożywili się; słuchają opowiadania Zygmunta, który razem z Bibrowskim miał niedawno sprawę w sądzie grodzkim o jazdę na gapę: Pamiętacie, jakeśmy to jechali na wieczór autorski do Otwocka, — przez omyłkę wsiedliśmy do innego pociągu. Oczywiście konduktor żąda pieniędzy za przejazd, a gdy odmawiamy, bo nie mamy, zabiera nas na stację i tam protokół. Ano, zapomnieliśmy o całej sprawie, aż tu wezwanie. Spotykam w sądzie Bibrowskiego: wyniosły, pełen godności przechadza się po poczekalni. Wiecie o tem, że Bibrowski od czasu jak się odłączył od nas, studjuje prawo. „Moja poezja nie zginie, a nabędę piękną specjalność“. Od czasu tej kolei nie widziałem go: kołnierzyk taki czyściutki, włoski ufryzowane. Mówi: trzeba pokazać temu tam — wskazał na drzwi sądowe — żeśmy nie w ciemię bici, chociaż ty nie posiadasz wy-