Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tów, siedzą z nakrytemi głowami, patrząc na siebie leniwie jak woły. Kiedy ujrzą młodego, wesołego chłopca, który ma siły zajmować się czemś więcej jak swą sztuką, prychają jak stare morsy, szepczą między sobą zjadliwie. Lucjan doznaje wrażenia suchej impotencji i odwraca spojrzenie. Do stolika przysiada się poeta Gowornik: Cóż to, opaliłeś się, Lucjanie. — powiada — wróciłeś z Zakopanego? — Na to Lucjan odpowiada, że nie wrócił i że wcale się nie opalił. Wszyscy się śmieją. Gowornikowi jest głupio, co zresztą nie jest dla niego nowością. Nikt nie lubi tego trzydziestoletniego megalomana o prosięcych oczach; brak mu wykształcenia i rozumu, zdobył sobie lekką sławkę specyficznym rodzajem poezji sielskiej. Gowornik odrazu przystępuje do swego ulubionego tematu: erotyzm i jedzenie. Zwierza się Lucjanowi ze swojej ostatniej miłości, powoli wyjaśnia, że ona jest prostą dziewczyną, „zdrową jak rzepa“, wiele więcej wartą od tych anemicznych panienek. Powiadam ci, jest prostą, identyczną kucharką, — bez romantyzmu; ciałko ma, no, bielusieńkie z żyłkami takie, wyobraź sobie, — przytem świetnie przyrządza potrawy. Powiadam ci, od czasu, jak ją poznałem, tak mi, wiesz, robota idzie pierwszorzędnie. Gowornik musi skończyć ze swemi intymnościami, bo oto idzie Olafowa, której Lucjan tak dawno nie widział, a którą tak lubi. Olafowa jest żoną przyjaciela ich wszystkich, Jana Kacewa. Kacew zawsze krzątał się koło czegoś, lecz nikt nie wiedział, jakie jest jego właściwe zajęcie, niewiadomo też dlaczego nazwano go Olafem. Ona jest drob-