Dom pachniał drzewem i jakimś nieokreślonym, chłopięcym zapachem. Ze skondensowanej ciszy, jaka wypełniała jego ściany, dom w godzinach posiłku i pod wieczór, popadał w gwałtowne wstrzasy powodowane gwarem rozmów, łoskotem odsuwanych krzeseł, tupotem wielu kroków. Żelazne schodki prowadzące wąską serpentyną na pierwsze piętro, trzęsły się i pojękiwały pod ciężarem nieopanowanych stóp. O siódmej rano dom napełniał się szmerami, hałas się wzmagał i z górnych pokoi opadał wartkim strumieniem na dół, koncentrując się w jadalni. Po czym drzwiami od dworu wymykały się zaprzyjaźnione grupki pensjonarjuszy i biegły skrótem, poprzez pola, w dół, do szkoły. Po opróżnionych pokojach wałęsała się służba, otwierając okna, ścieląc łóżka i wymiatając na korytarz stosy śmiecia, po wrogo usposobionych do higieny, lokatorach. W ciągu dnia, cisza naprzemian tasowała się z tęgim gwarem. O dziewiątej wieczorem dom popadał w osłupienie, trzeszczał czasem w spojeniach i wzdychał. Dom był drewniany i stary. Miał dwa piętra i wiele balkonów. Był brunatny i stylowy; wyniosły na tle parku i gór. Nazywał się Gerlach i stał bliska Krupówek.
W tym domu Kamil rozpoczął swą stabilizację po roku niepokojów. Miał obecnie lat jedenaście i obiecywał sobie solennie nie wcześniej opuścić tę oazę, jak za równe osiem lat. Z łatwością zdał do pierwszej klasy; należało jednak brać pod uwagę pobłażliwość władz tego gimnazjum w stosunku do uczniów przeważnie mocno zaniedbanych w nauce, chorych albo poprostu tępych. Kamil porównał gimnazjum ze szkołą
Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/336
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.