Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powszechną: tam pobłażano dla nędzy, tutaj dla bogactwa. W klasach nie widziało się biedoty. Kamil obserwował schludnie ubrane, rozgrymaszone dziewczęta, (gimnazjum było koedukacyjne) od których wiało sytością i nudą; chłopców, jedzących swe śniadania jakby pod przymusem... I wtedy wspomniał dumnego, szeroko żyjącego „Śmiecia“, któryby tutaj nagle opadł ze swych wyżyn.
Życie to posiadało w sobie wszystkie uroki, jakie może stworzyć beztroskie dzieciństwo, dostatek, uroda gór i wspaniały klimat. Chłopcy z internatu byli niejako uprzywilejowani, posiadali większe możliwości rozrywek niż zwykli, prywatni uczniowie. Surowość reżimu zakładowego była pozorna, bo sprawiała, że przymus ciszy popołudniowej w czasie odrabiania lekcji dozwalał chłopcom później w całej pełni korzystać ze swobody. Również profesor­‑wychowawca Kotlina pod pozorami despotyzmu dbał głównie o wyrobienie w wychowankach obowiązkowości, oraz żeby wszystko odbywało się we właściwym czasie. Internat był prowadzony z taktem i pełnym zrozumieniem pedagogii. Dyrektor Kolusz umiejętnie regulował wady i namiętności wychowanków; nadmiar ich energii rozpuszczał w sporcie, natury sentymentalne kierował ku poezji i muzyce. Stworzył zespół symfoniczny i w salonie internatu odbywały się piękne popisy uczniów wobec zaproszonych gości. Deklamowano także wiersze, grywano we własnym amatorskim teatrzyku sztuczki często nawet trudne i śmiałe. Kuchnia w internacie była prowadzona przez panią Koluszową, przy współdziale leciwej teściowej oraz kucharki. Trzy kobiety sprawiły,