Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się z nim i dokuczała mu. Przecież teraz jest jej chyba gorzej z Wercmanem. Ale w tym parku to ojciec razu pewnego bardzo zbił Kamila. Kiedyś rano, było tak słonecznie i ciepło, Kamil wstał wcześnie i zobaczył, że rodzice śpią razem w jednym łóżku, co zawsze robili po większej kłótni. Kamil wyszedł z pokoju i skierował się w stronę przystani. Właściciel łódek siedział na brzegu jeziora i wystawił twarz ku słońcu. — No, cóż mój mały, kiedy wynajmiesz ode mnie łódeczkę? — Zaraz, proszę pana, tylko skoczę po pieniądze. Ach, Boże, rzeczywiście... bardzo chciałbym przejechać się łódką. Podszedł do nocnego stolika i wziął dużą, srebrną monetę. Ciężko było wiosłować, a już na środku stawu zupełnie zabrakło mu sił. Należało odpocząć, usiadł więc na burcie i nie wiadomo kiedy znalazł się w wodzie. Trzymał się łódki i krzyczał. I wtedy po raz pierwszy poczuł, że tracić życie to strasznie. I że zabierać monetę ze stolika bez pozwolenia, to kradzież. Ojciec bił i krzyczał o więzieniu za kilkanaście lat. Co to jest więzienie? Matka płakała, wielka awantura.
Kamil popatrzył na matkę. Gniotła kluski w swych drobnych palcach. Kamil wspomniał portret Matki Boskiej, jego matka miała tak samo przechyloną głowę. W tej swojej chustce. Raptem zupełnie wyraźnie zobaczył taki obraz: pokój w hotelu, przy oknie stoi matka i płacze, a ojciec, ten olbrzym w sportowym ubraniu chodzi wielkimi krokami. Kamil siedzi na kufrze i nienawidzi w tej chwili matki, ponieważ nie chce jechać z ojcem do Rosji. Z rozmowy wynika, że jeśli matka zostanie, to i on, Kamil, również. Boże! akurat z ojcem i nie chce jechać, ta wstrętna uparta baba. Powiada,