Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szości. Raz tylko, kiedy ciotka Zosia powiadomiła Kamila o postępku wuja Janka, kiedy to pomógł jej pieniężnie, odczuł wtedy że nareszcie został potraktowany poważnie i sprawiło mu to satysfakcję. Ale potem znów oddaliła się od niego. Żeby go choć kiedy spytała która co myśli i czuje, jakie ma zdanie co do niektórych ludzi żyjących w tym domu? Mawiały o tych sprawach między sobą i nie zwracały uwagi, jeśli się wtrącał do rozmowy. Zresztą Kamil już dawno zauważył, że wszyscy prawie dorośli ustosunkowują się do dzieci z pobłażliwą wyższością i ten łagodny, pełen politowania ton doprowadzał go do pasji. To też zachowywał się z godnością i powagą, choć to miało ten skutek, że rozweselona ciotka Stasia brała go w ramiona i mówiła: „Mój smarkulek kochany, jaką to ma minkę poważną... myślałby kto, że proch wynalazł!“
Ciotka Stasia miała jakiś romans. Któregoś wieczoru, kiedy Kamil włóczył się przed oświetlonym wejściem do cyrku, natknął się nagle na ciotkę Stasię, którą trzymał pod rękę jakiś starszy mężczyzna. Kamil poznał w nim krawca, który miał sklep na Jasnej. Krawiec pokazał przy wejściu bilety i oboje znikli za ciężką kotarą. Pozostawili za sobą uczucie jakiegoś poniżenia, niższości Kamila na tym świecie... biedy i samotności. Zaraz wspomniał matkę... Każdy ma kogoś... interesują się nimi, tylko on jeden wiecznie na łasce, w zapomnieniu.
Był świąteczny, listopadowy dzień. Pierwsza rocznica niepodległości Polski. Na Placu Saskim odbywała się rewia wojsk, Kamil z Jankiem próbowali się prze-