Przejdź do zawartości

Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czytającego, ckliwe tony „Serenady“ Schuberta, granej na okarynie.
W pewnej chwili, w sieni rozległ się tupot nóg, sapanie i zastukano ostro do drzwi pokoju Idziego.
Wsunęło się coś tak małego, że Idzi zastanowił się, skąd ta kupka ciała w szarem paltociku, była w stanie narobić tyle hałasu, tam w sieni. — Był to komiwojażer z podłużną kępką, miedzianego koloru wąsów pod ślicznym i kształtnym noskiem. Zatrzymał się on tutaj w przejeździe na parę dni i zaofiarowywał sklepom, począwszy od mydlarza, a skończywszy na mączarni, doskonale — jakoby — spreparowane, trwałe prezerwatywy o różnych intrygujących nazwach.
Dzisiaj była właśnie niedziela i chciałby się dowiedzieć coś nie coś o sobie — zwrócił się do Idziego, który stał przed nim w pozie demonicznej, acz pełnej godności.
— Polecił mi pana, — pan pisarz gminny, który wziął ode mnie trochę towaru. — W młodości, we wczesnej młodości, marzyło mi się, że będę człowiekiem na miarę Casanovy — pan czytał, prawda? — Otóż nie jestem jeszcze tak stary i pragnąłbym się dowiedzieć — a nuż, — żeby pan swoją wiedzą. — Nawet zawód sobie wybrałem miłosny — tylko panie! — kochany i drogi panie! — płacę towarem?!
— Cóż to za towar?