Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Takiego nie znam!
— Coś w tym rodzaju... człowiek, któremu się jak tobie nie wiedzie, który ma do wyboru albo kawałek suchego chleba, albo głód dokuczliwy...
Murarz z rozrzewnieniem obtarł nos połą.
— Dobrze panie... pomyślę o tem.
— Czy masz kogo na myśli?
— Zdaję mi się, że mam.
— Stary pijak?
— Nie... młody, początkujący!
— Taki będzie najlepszy! Poprzestanie na czem bądź.
— Wiele robi ten co musi!
— Jeżeli tak, to już dobrze!
— Kiedy mam go przyprowadzić?
— Jutro o dziesiątej!
Na tem skończyła się konferencya i minął jeden z dni szczęśliwych, jakim łaskawe nieba wyjątkowo obdarowały zarazem właściciela domu jak i jego zacnego lokatora. Obaj byli z siebie zadowoleni.