Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i przyjaciel domu pan Walenty był — dobrym duchem rodziny i t. d.
Z tego widać, że zacny profesor był nieprzyjacielem materyi i walczył zapamiętale w obronie ducha. A walka ta na polu filozoficznem prowadzona, miała mu kiedyś otworzyć podwoje do katedry filozofii i kasy rządowej, w której pobierali pensye profesorowie uniwersytetu. I w słabych chwilach swego życia wierzył pan Filip, że to kiedyś nastąpi — tylko nieubłagane zwierciadło odbierało mu czasem tę rozkoszną nadzieję. Był on bowiem już siwy i łysy — a jego antagonista miał czarną i bujną czuprynę. Gdyby materya — rozumował — w takim razie profesor — była rzeczywiście z duchem tak ściśle spojona, to miałbym już dawno bujne, czarne włosy, jak tego ustawicznie pragnę!
Po krótkiem zamięszaniu, w jakie wprawiła go rozmowa o separacyi filaru od ściany kamienicznej, prawił profesor dalej:
— Chcąc tę szparę zalepić wapnem... to jest czysty idealizm. Wygląda on bardzo pięknie, ale z uporną materyą w żaden sojusz nie może się wdawać. Materya ma swoje prawo grawitacji. Dąży do środka ziemi. Ponieważ filar tworzy linię pochyłą a ściana ma być pionową — dla tego może być tylko ta alternatywa, że albo ściana od filara, albo filar od ściany odchodzi. Jeżeli