Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

koić. Podatki zeszłoroczne nie były jeszcze zapłacone, grad wybił owies, dochodu z lasu nie było.
Kto wie, co za skarb kryje w sobie ta ziemia jałowa, jałowcem porosła? Czyżby nie można szczęścia spróbować?
I począł pan Michał szukać szczęścia tego pod ziemią, jeśli nad ziemią znaleźć go nie mógł...
Szukał rok, dwa, trzy.
Szczęście mniemane dla biednego szlachcica leżało gdzieś bardzo głęboko. Szedł więc coraz więcéj w głąb ziemi, szedł z coraz większą gorączką; jedne studnie kopał, drugie zasypywał — a im trudniéj szła mu ta praca, tém więcéj wzmagała się gorączka.
I nie jadł po całych dniach, i nie spał po nocach biedny szlachcic. We śnie i na jawie widział tylko przed sobą studnie tryskające naftą, a każda wieść o szczęśliwszym sąsiedzie, podwajała gorączkę.
Robota ta podziemna kosztowała wiele, bardzo wiele pieniędzy. Potrzeba było mieć je, mieć koniecznie, jeżeli machina nie miała ustać, jeśli wszystko nie miało być stracone! Nowym groszem trzeba było szukać wyrzuconych groszy, a za ten nowy grosz trzeba było grubą lichwę płacić!...
Pan Michał był w całym kraju znany jako człowiek zacny i poczciwy. Cała przeszłość jego, czysta i pracowita, stawiała go niejako na świeczniku. Wszyscy więc interesowali się jego przedsiębierstwem i życzyli mu z duszy powodzenia.
Od czasu do czasu obiegały po okolicy różne wieści o nim. Miał on bardzo wiele studni, które zawalił;