Przejdź do zawartości

Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dnili oni całe podgórze swemi zastępami. Bez nauki, bez szczegółowéj znajomości zawodu, rzucono się na ukryte skarby ziemi i rabowano bez żadnego systemu, co się małym kosztem rabować dało.
Ale gorączka ta rabunku miała smutne, nader smutne skutki!
Szpitale obłąkanych przyjęły w swoje mury wiele ofiar téj bezmyślnéj gorączki. Wiele ich pomarło marnie pod cudzym płotem, a najsilniejsi organizacyą, wzięli kij żebraczy do ręki i poszli żebrać!...
Nieco z większym namysłem przystąpiła do téj gry podziemnéj tak zwana intelligencya, do któréj właściciele okolicznych majątków przyłączyli się. I tutaj jednak nie było potrzebnéj w takim razie organizacyi. Kilku szczęśliwych mieszkańców natrafiło na dostatnie żyły nafty i wzbogaciło się. Fakta te były niejako żyjącą reklamą dla innych. Jaki-taki kopał u siebie, pożyczał pieniędzy, a gdy się kredyt urwał, urwało się wszystko! Potworzyły się nawet kompanie drobne z jednym górnikiem. Złożono z wysileniem mały kapitalik i najczęściéj — utopiono go. Gorączka ta dosięgła nawet miasta stołecznego kraju, a biedni urzędnicy, ojcowie licznych rodzin, składali ostatni grosz, aby — kopać! Była to nowa gra w nową loteryę.
Otóż w takiéj to atmosferze bezpośrednio żył ojciec Maryi.
Wioska jego graniczyła prawie z Borysławiem, ową galicyjską Mekką rycerzy naftowych.
Z razu zacny szlachcic patrzał obojętnie na to co się koło niego działo. Późniéj zaczęło go coś niepo-