Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rze, kiedy kraj czeka odemnie czego innego! Héj mocny Boże! Generał Kwaśniewski bezczynnie siedzi na kresach Pomeranii... Gdyśmy z adjutanten do generała weszli i słyszeli go tak narzekającego, zabrała nas ciekawość obaczyć ten order. Wdrapałem się na piec... i jak wielki był nasz przestrach, gdyśmy zamiast orderu obaczyli rozkaz bojowy cesarza...
— I cóż, czy poczciwy generał nie uczył się od tego wypadku po francusku?
— Nigdy! Zwykł był mawiać, że Pan Bóg stworzył człowieka wraz z jego mową i że nie należy Pana Boga poprawiać.
Szambelanowa widocznie była temi przypomnieniami uniesiona. Nawet Terenia słuchała z lepszą uwagą.
— I czy to prawda, zapytała śmiejąc się, że generał takie figle Niemcom płatał?
— Z Niemcami obchodził się bardzo po ludzku — tylko niesprzyjających wojsku różnemi sposobami karcił. Niemcowi naprzykład, kiedy go do swego domu na kwaterę przyjąć nie chciał, kazał w nocy kamienicę zamurować...
Szambelanowa śmiała się do rozpuku, bo te historyjki o generale Kwaśniewskim obiegały wtedy kraj cały.
— A czémże waćpan byłeś w służbie wojskowéj? zapytała po chwili szambelanowa.