Przejdź do zawartości

Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
IX.

Wszystkie kobiety spojrzały z ciekawością na nieznajomego, który w téj chwili stanął przed niemi.
Był to człowiek zupełnie zwyczajny. Mógł liczyć lat dwadzieścia kilka. Twarz miał trochę zwiędłą, jakby ostrym wiatrem zwarzoną. Dwoje niebieskie oczu patrzały spokojnie przed siebie. Włosy krótko strzyżone, jakiegoś ciemnego koloru jeżyły się do góry, jak sierść u głodnych, biednych zwierząt. Okrywał go płaszczyk z ciemnego szaraczka, stalową klamrą na piersiach spięty. W ręku trzymał starannie jedwabny, czarny kapelusz, aby go gdzie nie uszkodzić.
Terenia spuściła oczy na papier i daléj rysowała. Nieznajomy jakoś nie był podobny do wymarzonych lokatorów.
Szambelanowa patrzała czas niejaki na nieznajomego, czekając od niego pierwszego słowa. Ponieważ jednak nieznajomy wcale słowa nie wypowiedział, tylko upor-