Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

patrzyć na losy biednej kartki... I tak śniadanko było gotowe.
— Ciekawa jestem, zagadnęła szambelanowa, jaki to lokator dopyta się do naszego pokoiku!
Terenia westchnęła — a w téj chwili dały się słyszeć jakieś niepewne stąpania po ciemnych schodach. Wkrótce stanął ktoś pod drzwiami, namacał klamkę i lekko zapukał.
Tereni mimowolnie ścisnęło się serce... dla czegoś? nie umiała sobie zdać sprawy!
Przyszły lokator wszedł do pokoju.