Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po drugiéj stronie chodniku ujrzała Terenia młodego mężczyznę, ubranego z wielką elegancyą. Miał płaszczyk ciemno zielony z fantazyą na lewe ramię zarzucony. Kapelusz lśnił zię, a z pod kapelusza wyglądały czarne pukle włosów misternie ułożonych. Twarz młoda, uśmiechnięta, rumiana miała wyraz wielkiego zadowolenia. W ręku miał elegant cieniutką laseczkę, którą zgrabnie wymachiwał w powietrzu. Biedniejsi ludzie ustępowali mu się z drogi.
— Mój Boże! pomyślała sobie Terenia, gdyby to ten chciał przyjść i kartkę przeczytać!...
Młody elegant, jakby podsłuchał tajne myśli Tereni, przeszedł przez ulicę i zaczął czytać zapraszającą kartę...
Tereni biło serce mocno... wychyliła jasną główkę — nie dla tego, aby być widzianą — ale aby widzieć, co robi elegant...
Elegant czytał kartkę długo, bardzo długo. Przytém wymachiwał laseczką na wszystkie strony... Zdawało się Tereni, że już się zwraca do sieni, że już wkrótce będzie na poddaszu... gdy tymczasem jakaś piękna pani przeszła koło niego i niby się uśmiechnęła. Elegant odszedł od kartki i poszedł za tą piękną panią, poprawiając płaszcz i fryzurę...
Smutno zrobiło się Tereni. Już nie chciała dłużéj