Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
VIII.

Wieczorne marzenia o przyszłym lokatorze pokoiku najbardziéj ze wszystkich niepokoiły Terenię. Inaczéj jakoś wyobrażała go sobie od sędziwéj panny Elżbiety, która widziała w nim łysego emeryta z podagrą w nogach, z którym czasami o pogodzie i słocie mowić będzie. Lokator Tereni był wcale innym człowiekiem... był najprzód młodym i miał czarne włosy...
Więcéj o nim powiedzieć nie mogła, lecz co chwila przybierał inną twarz. Nie mogąc sobie z tą ustawiczną przemianą dać rady, odłożyła całą sprawę lokatorską do dnia jutrzejszego, który najlepiej ją rozsądzi.
Z tém postanowieniem, odśpiewawszy z babunią pieśń nabożną, położyła się do łóżeczka i przymknęła czarne oczka. Ale oczka te nie chciały się dzisiaj w żaden sposób skleić. Dawniéj zamykały się tak łatwo dzisiaj stawało ustawicznie coś na przeszkodzie. Raz rozparł się w nich jakiś młody francuski żołnierz, któ-