Przejdź do zawartości

Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nia, że ś. p. szambelan nie miał tak czego spieszyć się na wędrówkę zagrobową, gdyż ta była w każdym razie nie pewną a pani szambelanowa miała tyle rozsądku a nawet ujmującego obejścia się, że mógł jeszcze wygodnie ze dwadzieścia lat na tym świecie pozostać, a nawet po swojemu grzeszyć, na co rozumna małżonka była zawsze wyrozumiałą.
Długie lata wdowieństwa miały szambelanową bardzo odmienić. Zakopała się gdzieś na wsi, w głębokiéj Litwie i prawie ździczała. Odosobnienie swoje od świata motywowała upadkiem fortuny i długami pozostałemi po mężu. Przez lat trzydzieści kilka gospodarowała sama z ekonomami i włódarzami. Żywot taki nie mógł korzystnie wpłynąć na jéj powierzchowność. Ubiór jé przedstawiał najczęściéj dwa wieki. Były tam resztki z dawnéj elegancyi dworu Stanisława Augusta z nowożytniemi wymysłami mody, która najczęściéj w karykatnrze przychodziła na Litwę.
Majątek szambelanowéj, w którym się po śmieci męża zamknęła, był prawie mytem dla całego sąsiedztwa. Nikt jéj po za kopcami tego majątku nie widział, nikt u niej nie bywał. Opowiadano najrozmaitsze o niéj baśnie. Mówiono, że w czasie wielkich upałów chodzi nago po ogrodzie, że sama krowy doi, ze stajni gnój wyrzuca, wódkę chłopom szynkuje, a długiemi wieczorami pierzę skubie albo przędzie. I te drobne wiado-