Przejdź do zawartości

Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXXVI.

Ubogie poddasze stawało się z każdą chwilą jeszcze uboższém. Wychodził z niego jeden sprzęt po drugim. Krzesła, kanapa, szafki, stoły, lustra wszystko wędrowało po schodach, aby spokojniejsze miejsce zająć w tandecie...
Wreszcie niepozostało nic... nic prócz smutku i rozpaczy w gołych ścianach... i prócz jednego stołu, który nabył jakiś tandetnik i właśnie usiłował go ruszyć z miejsca, gdy Terenia nagle krzyknęła.
Przypomniała sobie, że w szufladzie tego stołu miał Bernard jakieś papiery. Przystąpiła więc do tandeciarza i zabroniła mu brać tego stołu nie otworzywszy wprzódy szuflady.
Szuflada jednak była zamknięta, a klucz u Bernarda.
Za długo było tandeciarzowi czekać — wstrząs! kilka razy stołem, a zamek puścił...