Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXXI.

Bernard zrezygnował z dalszéj walki, bo na cytrze ani na klawikorcie grać nie umiał. Postanowił tylko obserwować Terenię, aby się przekonać, czy jest jeszcze jaka nadzieja dla niego, czy jéj już zupełnie nie ma!
Terenia dziwnie mu się przedstawiała w tych kilku tygodniach. Było to studium nader ciekawe.
Zrazu zdawało mu się, że jéj miłość dopiero z nowym lokatorem zaczęła rość do prawdziwéj potęgi. I wierzył temu Bernard. Tłumaczył sobie ten szczególny objaw tem zwykłem doświadczeniem, że prawdziwe uczucie rośnie w oddaleniu. Dopóki był z nią o ścianę, dopóki mogła go każdéj minuty widzieć lub słyszeć, dopóty może jeszcze nie miał dla niéj tego uroku, jaki zazwyczaj ma osoba nieobecna i oddalona. Wprawdzie oddalenie to ograniczało się zaledwie na kilkadziesiąt kroków, w historyi jednak poddasza było zawsze odda-